Estoński CIT – nowe preferencje od 2021 roku
Większa odporność na kryzysy i większe korzyści dla gospodarki – takie zalety dostrzega rząd w nowym rozwiązaniu w podatku dochodowym od osób prawnych. Na wzór estoński spółki będą mogły odsuwać w czasie jego zapłatę – byle zyski inwestowały. Od razu trzeba jednak zastrzec – nie każdy podatnik takie prawo otrzyma.
Znów zrobiło się głośno o polskim tzw. estońskim CIT. Tym razem zapowiadane jakiś czas temu wprowadzenie w naszym kraju tego rozwiązania wydaje się naprawdę bliskie realizacji. Niedawno szef rządu w trakcie spotkania z przedsiębiorcami zadeklarował, że pomysł ten powinien być wcielony w życie z początkiem przyszłego roku. Kancelaria premiera ujawniła też więcej szczegółów.
Dlaczego estoński
O Estonii mówi się od wielu lat podczas niejednej dyskusji nad potrzebą wprowadzania prostych podatków. Podaje się ten kraj za wzór niektórych rozwiązań, np. liniowego opodatkowania. Nie to jednak mają na myśli nasi rządzący, szykujący dla podatników estoński CIT. Skąd więc ta nomenklatura? CIT – bo mowa o podatku dochodowym od osób prawnych. A estoński, bo ma przypominać tamtejszy model rozliczania się z daniny wobec fiskusa – jej zapłaty nie w chwili, gdy firma odnotuje zysk, ale dopiero, gdy dywidendy trafią do kieszeni udziałowców. Obowiązek podatkowy jest bowiem odkładany w czasie tak długo, jak długo wspólnicy nie wypłacą sobie wynagrodzeń w tej formie.
Dzięki temu przedsiębiorstwo funkcjonuje i obraca pieniądzem (inwestuje) nie oddanym fiskusowi – tak, jakby było objęte stawką 0 proc. Ma więc motywację do tego, aby pozostawić zyski w spółce i przeznaczać je na rozwój. Ten walor estońskiego CIT akcentują premier oraz Ministerstwo Finansów (MF). Mało tego, promują go również jako rozwiązanie sprzyjające przeciwdziałaniu negatywnym następstwom pandemii COVID-19. Te preferencyjne zasady rozliczania podatku będą bowiem przysługiwać podmiotom mającym co najmniej trzech pracowników (oprócz udziałowców), co ma być weryfikowane. Firma skorzysta z tego przywileju, zobowiązując się do zatrudnienia pracowników. Jeśli tego nie zrobi, nie będzie mogła kontynuować opodatkowania w estońskim trybie. Rząd twierdzi, że projektowane rozwiązanie zachęca do tworzenia miejsc pracy i ich utrzymania, co jest szczególnie istotne w okresie możliwego osłabienia rynku pracy w warunkach spowolnienia gospodarczego wynikającego z ograniczeń, wprowadzanych dla zwalczania epidemii koronawirusa.
Dla kogo ten przywilej
Estoński lub zerowy (jak bywa też nazywany) CIT nie jest przewidziany dla bardzo dużych firm. Z tej formy rozliczeń podatku, dobrowolnej zresztą, będą mogły skorzystać małe i średnie spółki kapitałowe – z ograniczoną odpowiedzialnością i akcyjne, o rocznych przychodach nie przekraczających 50 mln zł i pod warunkiem, że ich wspólnikami są wyłącznie osoby fizyczne. Ponadto nie mogą one posiadać udziałów w innych podmiotach, a ich przychody pasywne przewyższać przychodów z działalności operacyjnej. Muszą natomiast wykazywać nakłady inwestycyjne.
Preferencyjne zasady mają obowiązywać przez cztery lata, aczkolwiek rząd zakłada możliwość stosowania ich w kolejnych okresach. Resort finansów podkreśla, że dzięki zwolnieniu z opodatkowania podatnik nie będzie obciążony ani rachunkowością podatkową, ani składaniem deklaracji. Nie będzie też musiał ustalać, co jest podatkowym kosztem uzyskania przychodu, obliczać odpisów amortyzacyjnych, stosować podatku minimalnego, czy poświęcać czasu i środków na optymalizacje podatkowe. Czeka go minimum obowiązków administracyjnych.
Korzyści z estońskiego CIT – według MF
Dla firm:
- większa odporność na dekoniunkturę,
- większe zdolności inwestycyjne,
- wzrost produktywności i innowacyjności,
- oszczędność czasu przy rozliczeniach podatkowych.
Dla gospodarki
- większa odporność na kryzysy,
- likwidacja barier rozwojowych dla polskiego sektora MŚP (niedokapitalizowanie),
- większa produktywność firm i dzięki temu wzrost ich konkurencyjności,
- wzrost liczby miejsc pracy,
- wzrost atrakcyjności inwestycyjnej Polski.
Plusy – do czasu
Rząd wymienia tyle zalet szykowanego rozwiązania i korzyści dla gospodarki, że aż dziw, że będzie to przywilej tylko dla wybranych. Nie będzie on dany osobom fizycznym prowadzącym działalność gospodarczą, wspólnikom spółek osobowych oraz spółkom, których udziałowcami są inne spółki (krajowe, zagraniczne) i start-upom. Jak te ograniczenia wyjaśnia projektodawca?
„Celem jest zwiększenie poziomu kapitałów własnych przedsiębiorstw oraz zachęcenie tym samym firm do wzrostu wartości nakładów inwestycyjnych. Wyłączenie niektórych kategorii podatników jest podyktowane tym, że w ich przypadku system estoński nie spełniałby w sposób efektywny swojej funkcji. Wykluczenie przedsiębiorstw sztucznie rozdrobnionych na mniejsze podmioty, czy podmiotów osiągających głównie przychody pasywne, stoi w sprzeczności z ideą systemu estońskiego, tj. wspieraniem rzeczywistej działalności operacyjnej” – czytamy na oficjalnej stronie www.podatki.gov.pl.
Doradcy podatkowi i ekonomiści nie ze wszystkim się zgadzają. Niektórzy twierdzą, że prawo do preferencji powinno być uwarunkowane np. rodzajem prowadzonego biznesu czy wielkością firmy, a nie jej formą prawną. Obecna koncepcja nie ma nic wspólnego z właściwą konkurencją na rynku. Wreszcie też zwracają uwagę, że nikt tego głośno nie podnosi, ale gdy wspólnicy otrzymają jednak dywidendy, trzeba będzie i od tego odprowadzić podatek i CIT, którego zapłatę odsunięto w czasie do chwili wypłaty dywidendy. Zerowa stawka jest wszak pozorna, ale dla zachęty brzmi dobrze.